Data: poniedziałek, 9 Sierpień 2010 autor: Redakcja

Pogoda, słonko, stadionowe jedzonko? Nie ma nic smaczniejszego niż kiełbaska na papierowej tacce z kawałkiem chlebka i kleksem musztardy. A że żużel doleci z toru i zazgrzyta między zębami? To nieważne.

Pamiętam we Wrocławiu podczas zawodów Pucharu Świata w 2005 roku w menu jakiejś restauracji znalazł się ?Tor żużlowy z kaszanki?. W przystępnej cenie. Oczywiście zamówiłam, chociaż kaszanki nie uwielbiam generalnie. Przy okazji tegorocznego Pucharu Świata postanowiłam przyrządzić tor żużlowy według własnej receptury. Polecam! Bandy dmuchane na łukach to zrazy zawijane, na prostej ogórki kiszone, murawa z liści sałaty, a właściwy tor to kasza gryczana. Palce lizać! Tylko całe to przedsięwzięcie kulinarne nie mieściło się na żadnym półmisku, więc musiałam ułożyć danie na desce do wałkowania ciasta.

Mój kolega będąc w tym roku w Vojens na SWC opowiadał, że serwowano tam pyszne hot dogi za 3 euro, a piwo kosztowało 4 euro. Na moją kieszeń bardziej pasuje piwo na Markecie. I gdy stoję pod bandą na GP zawsze mam osad z nawierzchni toru. A w Polsce raz mi zdarzyło się bezkarnie pić piwo na sektorze gości. Były to puszki Tyskiego w ubiegłym roku w Rybniku przyniesione jako catering dla gnieźnian. Zdębiałam. U nas w Gnieźnie tylko w ogródku piwnym. Jak zresztą wszędzie. A wtedy w Rybniku rzuciliśmy się po te czteropaki jak spragnione smoki, bo był straszliwy upał. W tym roku tylko Pepsi Cola i karkóweczka? Czym żeśmy podpadli? Ale i tak było fajnie, bo wygraliśmy mecz. Sukces na wyjeździe smakuje lepiej niż cokolwiek!

Kiełbaski z rusztu pachną wszędzie tak samo: w Bydgoszczy, Ostrowie, Gnieźnie czy Toruniu. Zawsze przed meczem kieruję się węchem i serwuję sobie stadionowe jedzonko. Bo podczas zawodów ciężko się skupić z widelcem w ręku. A na południu Polski króluje słonecznik. W Krakowie, Rybniku, Krośnie, Tarnowie i Rzeszowie cały stadion usłany jest łupinkami słonecznika. Nie tylko Polski, bo jak byłam ostatnio w Miszkolcu ? pusty stadion z torem zalanym wodą też usiany był grubo słonecznikowym śmieciem wbitym w trawę. Dwa mecze z PSŻ były odwołane, ale będąc w okolicy na szkoleniu dla nauczycieli nie przepuściłam okazji, żeby zobaczyć się z zawodnikami i kibicami, którzy przyjechali na próżno tyle kilometrów? A co do słonecznika to najlepiej naśladuje skubiących słonecznik kibiców ? mój znajomy z Lublina, Grzesiek, ksywa ?Sałatka?. Boki można zrywać. A co ciekawe, Lublin też na południu, ale tam nie ma zwyczaju ?słonecznikowego?. Popcorn owszem. I oczywiście kiełbaski. Przepyszne. I z ogórkiem kiszonym dodatkowo za złotówkę.

Najbardziej egzotycznym stadionowym jedzonkiem były dla mnie ryby w Równem. Sezon 2007. Na stadionie młody pan sprzedawał kolorowe torebeczki z napisem ?Wiesiołyj podżyr?. Skoro wiesiołyj, to kupiłam aż dwie. Tanio było. Pamiętam, że i program i rybki po 50 groszy w przeliczeniu na nasze pieniążki. Programów kupiłam aż 30 sztuk dla gnieźnieńskich kibiców ? kolekcjonerów. A rybki? Brrrrr? Po otwarciu swąd był niesamowity. Natychmiast wyrzuciłam. Przed stadionem przeszłam się po stoiskach ustawionych wzdłuż alejki. Stały tam kobiety w chuścinach oferujące suszone ryby, raki i różne ziarenka i orzeszki. Kupiłam torbę orzeszków arachidowych, bo wiedziałam, że się nie natnę jak na te suszone rybki. A piwo było tam sprzedawane z ceramicznych pozłacanych saturatorów z lat sześćdziesiątych. Nie skosztowałam niestety, bo byłam tłumaczką i musiałam zachować się nienagannie.

Pamiętam jeszcze inną ciekawostkę kulinarną w Miszkolcu. W ubiegłym roku byłam na meczu z Lublinem. Blisko trybuny była budka z gorącymi ciasteczkami zawijanymi na rożnie. Pani nawijała ciasto podobne do grubego makaronu i piekła na ogniu, a ono rosło jak wielki ślimaczek. I niedrogo, bo 300 forintów, tyle co puszka piwa Kilt albo Soproni. Fajne było to piwo, ale po trzecim biegu się skończyło. Kibice lubelscy byli bardzo spragnieni. U pana w baraku ? sklepiku została tylko woda mineralna i palinka?

Co kraj to obyczaj ? warto spróbować specjałów lokalnych! A stadionowe jedzonko jest bardzo urozmaicone, nie samym żużlem człowiek żyje! Ostatnio w Gdańsku też mnie uratowała Coca Cola i kiełbaska!

Podobne artykuły:

Podziel się na:

  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blogplay
  • Blip
  • Blogger.com
  • co-robie
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • email
  • Flaker
  • Forumowisko
  • Gadu-Gadu Live
  • Google Buzz
  • Grono.net
  • MySpace
  • PDF
  • Pinger
  • Twitter
  • Wykop
  • Yahoo! Bookmarks
  • Yahoo! Buzz
  • Śledzik
  • RSS

Tagi:
Kategoria: Blog Jawki | Komentarze (0)

Zostaw odpowiedź

(Tutaj wpisz kod z powyższego obrazka)