Data: środa, 21 Lipiec 2010 autor: Redakcja

Ale za to ze Startem Gniezno! Pierwszy raz w życiu być na wieżyczce i obserwować swój ukochany stadion z góry ? niezapomniane przeżycie! Patrzeć jak syn debiutuje pod taśmą w czerwonym kombinezonie z napisem ?Start? – to niesamowite! Ale początki naszej ?kariery? funkcyjnych były niewesołe.

Pojechaliśmy 4 lipca do Lublina na mecz ligowy z Ostrovią. Już dwa tygodnie wcześniej trener prosił o zastępstwa funkcyjnych, więc tym bardziej rozmawiając przed meczem w Krakowie byłam pewna naszego debiutu. Na Wandzie znalazłam się przypadkowo, ponieważ było jedno miejsce w samochodzie lubelskich kibiców mieszkających w Warszawie. Zabrałam się z ochotą, bo niedziela bez meczu żużlowego to dla mnie niedziela stracona. W parkingu Wandy przed meczem rozmawiałam z działaczami lubelskimi. I oto meldujemy się na stadionie przy Alejach Zygmuntowskich. Wita nas Rafał Wilk i Filip Sitera. Powoli przybywają zawodnicy i organizatorzy. My z synem na płycie boiska zapoznajemy się z urządzeniami. Dwie godziny przed zawodami dowiadujemy się, że nie ma nas na liście funkcyjnych. Etatowy spiker Mariusz robi wielkie oczy na mój widok. Witamy się uprzejmie, ale jesteśmy wyproszeni stanowczym tonem na trybuny. Kupuję więc w kasie program i robię jeszcze większe oczy, widząc nazwisko syna jako, o dziwo, spikera. To przecież ja mam licencję spikera, a Kuba kierownika startu. Więc jakieś zawirowania personalne jednak były. Siadamy między kibicami i przełykamy gorzką pigułkę ?falstartu?. Wyniknęło nieporozumienie, ale na szczęście osłodzili to kibice lubelscy. Zabrali nas zaraz po meczu samochodem z powrotem do Warszawy, współczując nieudanego debiutu.

Dzień później zadzwoniłam do klubu w Gnieźnie, pytając o możliwość pracy na zawodach podczas wakacji, aby licencje nie wygasły. Wyżaliłam się prezesowi Arkadiuszowi Rusieckiemu jak to nas potraktowano w Lublinie, a on na to: ? ?Proszę bardzo, w najbliższy czwartek zawody młodzieżowe, przyjeżdżajcie!? Myślałam, że wycałuję moją słuchawkę telefoniczną. Spontaniczność, życzliwość i zaufanie! Zapowiadał się więc dłuższy wyjazd. Po czwartkowym półfinale Brązowego Kasku mieliśmy jechać do Rybnika kibicować Startowi, a potem wrócić do Gniezna na III rundę Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Wielkopolski. I okazało się, że to był najpiękniejszy mój żużlowy ?długi weekend? ostatnich czasów. Debiut wypadł nieźle. Zdaniem spikera Grzegorza Buczkowskiego powinnam była bardziej żywiołowo modulować głos. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że prowadząc przez mikrofon w szkole imprezy dla 400 osób zwykłam przemawiać powoli, bo echo odbija głos i akustyka mojej sali gimnastycznej jest jak w studni. Natomiast na stadionie w Gnieźnie sprzęt nagłaśniający jest tak znakomity, że nie ma mowy o sprzęganiu i pogłosie. Trzeba mówić szybko, dynamicznie, bez pomyłek w obsadzie biegów. Obok mnie chronometrażysta podawał biegle czasy, a sędzia kolejność na mecie, o ile nie było kwestii spornych.

Wychylałam się przez okienko, o mało nie wypadając za burtę, bo chciałam zobaczyć wyjazd zawodników z parkingu. Między biegami za długo rozwodziłam się nad urodą i imionami podprowadzających. Zostałam przywołana do porządku przez sędziego. A właśnie te imiona najbardziej podobały się mamie Adriana Gomólskiego, która pierwsza wyściskała mnie po zejściu z wieżyczki tuż po moim debiucie. Adrian też chwalił mój styl. Po zawodach, jak i przed, sędzia odbył rozmowę ze wszystkimi funkcyjnymi i rozdawał książeczki z podpisem na licencji. Byłam najszczęśliwsza na świecie. Podziwiałam sędziego za jego niesamowitą podzielność uwagi – odbierał telefony z parku maszyn, czuwał nad prawidłowym wprowadzaniem do komputera przez sekretarkę zawodów wszystkich danych, paragrafów i punktacji. Nie mówiąc o obserwacji toru.

Podobnie zawody wielkopolskich juniorów. Inny już sędzia, ale mobilizacja i skupienie to samo. Na drugim meczu pewniej czułam się w swojej roli, ponieważ wzięłam sobie do serca zarówno głosy pochwalne, jak i głosy krytyki. Takich też nie brakowało, ale to dobrze. Z meczu na mecz będę lepsza. Zostałam zaproszona na wieżyczkę Skorpionów przy wspólnym oglądaniu GP Cardiff w Rybniku pod namiotem. Mimo lekkiej tremy nie odmówię sobie tej przyjemności!

Podobne artykuły:

Podziel się na:

  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blogplay
  • Blip
  • Blogger.com
  • co-robie
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • email
  • Flaker
  • Forumowisko
  • Gadu-Gadu Live
  • Google Buzz
  • Grono.net
  • MySpace
  • PDF
  • Pinger
  • Twitter
  • Wykop
  • Yahoo! Bookmarks
  • Yahoo! Buzz
  • Śledzik
  • RSS

Tagi:
Kategoria: Blog Jawki | Komentarze (0)

Zostaw odpowiedź

(Tutaj wpisz kod z powyższego obrazka)